Siedzę tak w nocy, po pracy. Właściwie to leżę, zmęczona... nie ma co- trochę daje mi popalić ta praca ale ogólnie nie narzekam i przyznam troszkę ją lubię bo nie mam czasu na myślenie o różnych sprawach.
Wracam do domu i nagle ogarnia mnie takie przygnębienie. Co ja mam ze sobą zrobić? Wykonuję swoje domowe obowiązki i nic poza tym. Nie mogę znaleźć sobie miejsca i szukam tylko okazji, żeby się tylko stąd wyrwać. W sumie sama nie wiem dlaczego. Zawsze byłam domatorką. A teraz czuję się jakby to miejsce nie należało do mnie. Mam mało tu do powiedzenia. Zresztą jak wszędzie. Chociaż mieszkam tutaj od urodzenia, to nie jest "to". Nie wiem jakby to było jakbym w końcu zdecydowała się wyprowadzić. Trochę się boję, że sama sobie nie poradzę, ale coraz częściej o tym myślę, jakbym była wtedy niezależna. I nie musiała patrzeć na przykład co pomyślą sobie moi rodzice. Chociaż nie wtrącają się w to co robię to zawsze jest takie uczucie, że jednak to widzą. Trochę mi to pasuje, że mają to "gdzieś" ale z drugiej strony jest przykro, że nikt się nie zainteresuje co czuję w danym momencie. Brak mi wsparcia. Rodzeństwo pozakładało własne rodziny i głównie na nich i ich dzieciach opiera się cała uwaga. Mogę być tylko ta gorsza bo nie umiem sobie poukładać życia po swojemu.